Relacja 7


|1 |2 |3 |4 |5 |6 |7 |8 |9 |10

Ale nic to, teraz trza cos zrobic. Chlopaki pognali, temperatura ok. 40 stopni w cieniu (tyle ze nie ma cienia). Kazdy ruch, to duzy wysilek, nie mówiac juz o wtaszczeniu motocykla na jeden z kufrów, co by umozliwic sobie wymiane kólka... Powolutku ubieram sie w czapeczke, chusteczke, okulary przeciwsloneczne i czekam... Po godzinie decyduje owinac sie folia ratunkowa. Chlopaki na pewno zorientuja sie kiedys, ze mnie nie ma i wróca po mnie ... prawda? Wokól nie ma totalnie nic. Tylko gdzies daleko przebiegaja wielblady... Przez caly dzien nie spotkalismy nikogo, a do Dlanzadgad jest jeszcze jakies 150 km. W koncu sa. Minelo prawie dwie godziny ....Wymiana detki i jazda z predkoscia 60 km/h. Cel to Dlanzadgad, najwieksze miasto na Gobi. Ludzimy sie, ze moze uda sie tam kupic jakas opone od Iza...albo naprawic stara. Opona wybucha raz jeszcze jakies 3 km przed pierwszymi zabudowaniami miasta... Jestesmy juz lekko wk...ieni. Ja zostaje i po raz ósmy wymieniam detke, a chlopaki jada na rozpoznanie do miasta.
(Pawel)
Opalanie odlozylismy na pózniej i postanowilismy z Mackiem poszukac sklepu z oponami do motocykli lub zakladu wulkanizacyjnego. Znalezlismy jedno i drugie, tyle ze zadna instytucja nie byla w stanie nam pomóc. W akcie desperacji wlalismy do baków etyline 76. Spalanie wzroslo o jakies 300%, ale bryki nadal "szly jak burza". Nastepnie z jednym z miejscowych taksówkarzy udalismy sie do domu jego syna, rzekomo mogacego zaradzic naszym klopotom. Okolo 30-letni Batwa faktycznie wykazywal inicjatywe, a na dodatek mówil po Angielsku (sam sie nauczyl!). Poczatkowo mielismy problemy z porozumieniem, szczególnie gdy po wstepnym przedstawieniu sytuacji prosilismy, zeby pojechal z nami po Prezesa (Przemka, dla przyjaciólek: Filipa). Odpowiadal: "OK" i nadal stal w miejscu. Po czwartym razie zaczalem gryzc daszek kasku, a Maciek bardzo zywiolowo gestykulujac, wytlumaczyl wszystko ponownie, ocierajac na koniec piane z ust. Od tego momentu nie mielismy wiecej problemów z komunikacja z Batwa. Kiedy zmordowani wrócilismy po jeszcze bardziej zmordowanego Przemka, ten byl juz gotowy do jazdy, a przynajmniej takie pozory sprawiala jego tylna opona. Po dziesieciu metrach przestala udawac....
Nie wiedzielismy, czy smiac sie, czy plakac. Wiadomo bylo jedno: jezeli nie uda sie znalezc opony, dalsza jazda nie bedzie mozliwa. Zaladowalismy sprzet wraz z wlascicielem na Uaza i w droge! Do zakladu wulkanizacyjnego, a stamtad do domu, a raczej namiotu, rodziców Batwy. Motocykl postawilismy tuz obok zajadle szczekajacej 60-kilogramowej kupy miesa, która oddala spora ilosc moczu na przednie kolo, dajac w ten sposób wyraz akceptacji nowego towarzysza. Zaproszono nas do jurty na przekaske w postaci Sute Caj (herbata z mlekiem, ryzem i maslem). Poza domowa kuchnia zapoznalismy sie tez mongolska metoda golenia. Na wlasnym przykladzie zademonstrowal ja byly zapasnik, a obecnie taksówkarz; ojciec Batwy. Zabieg wykonal przy pomocy kombinerek (niestety nie wiemy czy Gilette, czy moze Wilkinson), sprawnie wyrywajac szczatkowe elementy zarostu. Podziekowalismy za wszystko, uderzylismy glowami o niskie nadproza i udalismy sie do jedynego, czynnego hotelu-meliny na spoczynek.
(Przemek)
Tego dnia zostajemy w hotelu (niecale 5 dolarów od lebka), mimo ze bardzo goscinni rodzice Batwy zapraszaja do swojej jurty. Tym razem jednak marzy sie nam odrobina komfortu. Po kilku dniach jazdy przez Gobi i wielokrotnej wymianie opon jestem brudny jak ...... (tu kazdy wpisuje wedlug uznania). Tego wieczora jemy jeszcze kolacje z Batwa, który jest naszym przewodnikiem po miescie. W trakcie kolacji Maciek próbuje bezskutecznie przekonac go, ze w Mongolii tabake robi sie z suszonego owczego gówna...Batwa ryczy ze smiechu i ... nie daje sie przekonac.
Ustalamy, ze Maciek z Pawlem jada na Gobi i spotkamy sie w miescie za trzy dni. Ja w tym czasie musze zdobyc opone do mojego bajka. Decyduje sie leciec do Ulan Bator (ponad 600 km) i albo tam kupic jakas opone albo jechac dalej do Suche Bator gdzie zostawilismy nasze Mitasy na których przyjechalismy z Polski.
Samolot mam dopiero o 15.00 wiec niemal caly dzien spedzam na poczcie, tam mozna tanio skorzystac z internetu. Mam nadzieje ze wyszukam jakis kontakt w Ulan Bator gdzie dostane upragniona opone. Bilet na samolot dla miejscowych kosztuje tylko 27 $ ale dla mnie 70$. Lot bez wiekszych emocji, samolot wbrew moim oczekiwaniom trzyma sie kupy. O 17.00 jestem na lotnisku w stolicy. Szybko przygadalem rosyjsko -jezycznego taksówkarza i zaczynamy szalona jazde po UB. Byc moze obowiazuja tu jakies przepisy ale zaden z kierowców ich nie zna. Docieramy na moto-bazar. Jest tam wszystko do samochodów i motocykli ale dostepne rozmiary opon to 16', 18', 19 '. Siedemnastek nie ma i nie bedzie. Coz trzeba pruc dalej. "Mój" taksówkarz dostarcza mnie na "awtowagzal" i pomaga w negocjacjach ceny do Suche Bator. Po czterech godzinach jestem u celu (to byl jedyny odcinek prawdziwego asfaltu w calej Mongolii). W skrócie opowiadam Mongu (wlasciciel zakladu wulkanizacyjnego u którego zostawilismy rzeczy) historie mojego pecha, pakuje opone i po chwili jestesmy juz w drodze powrotnej. W UB na lotnisku jestem o 7.00. Udaje mi sie zalapac na jedyne wolne miejsce w samolocie czarterowym i wraz z Rosjanami, którzy modla sie na glos przed startem i bija brawo po posadzeniu maszyny, lece nazad. Po ladowaniu przezywam chwile grozy. Rozgladam sie i ,... niczego nie poznaje. Pytam kogos czy to Dlanzadgad, ale on przeczaco kreci glowa. Jestem juz mocno skolowany. Cala noc nie spalem i moglem cos pokrecic na lotnisku... Po chwili wiem juz ze wyladowalem na lotnisku oddalonym 40 km od miasta. Jeszcze godzinka upojnej jazdy Uazem i jestem w swoim hotelu. Uff.... 2000 km w 19 godzin. Jak na Mongolie, to niezly wynik.
Nastepne dwa dni spokojnie zajmuje sie lataniem detek, wymiana opony i piciem piwa w towarzystwie przyjaznych Mongolów. Zlokalizowalem mongolski klub motocyklowy. Goscie co roku organizuja wyprawy na terenie Mongolii. Zaliczam nawet regularna mongolska dyskoteke na której poznaje kwiat mlodziezy Dlanzadgad...

|1 |2 |3 |4 |5 |6 |7 |8 |9 |10