Relacja 4


|1 |2 |3 |4 |5 |6 |7 |8 |9 |10

No ale do Irkucka jeszcze daleko. Wlasciwie drogi dokladnie nie pamietam. Czasami bylo bardzo ladnie (Tatarstan, Ural) a czasami plasko, brzydko i nudno. Meczyly nas drobne, ale czasochlonne awarie.
Ja zgubilem o-ring od wlewu oleju, urwala mi sie nie dokrecona sruba pod silnikiem. Kiedy omijalismy Kazachstan wjechalismy na krótki offroad - strasznie sliska glina. Ledwo sie po tym chodzilo. Pawka zrobil tam bardzo efektowne 360 FRONTSIDE podczas wymijania kamaza. Niestety zakonczylo sie to wyrwaniem i uszkodzeniem jednego kufra.
Najwiecej wspomnien z Rosji mamy zwiazanych z naszymi noclegami. Poznalismy bardzo milych ludzi. Chociaz nie bylo im lekko, to jezeli mieli miejsce przyjmowali nas w domu, czestowali wszystkim co mieli, opowiadali jak im sie zyje. Pamietam noc u Slawika. Slawik mial niedlugo skonczyc swoja sluzbe w wojsku. Jego zold wynosi 5$ na miesiac. Mama zrobila pyszne kartoszki z grzybami, jajecznice, pilismy samogonke i sluchalismy genialnego rosyjskiego disco w wykonaniu TATOO. Ale nam to smakowalo!!! Na koniec poszlismy na wiejska impreze.
Albo noc u Sieriozy i Nadii. Byla to wies polozona przy torach magistrali transsyberyjskiej. Byl sobotni wieczór - wszyscy kompletnie pijani, nawet 10 letnie dzieciaki. Klimaty wydaja sie nam zupelnie nieciekawe. Pewni gospodarze zgadzaja sie nas przyjac. Sierioza jest tez pijany ale bardzo wesoly. Co drugie slowo wtraca JOLKI - POLKI. Przygotowuje nam banie - o jak milo. Potem kartoszki i samogonka. Przy kolacji opowiada o tym jak sie zyje na Syberii. Jego zona Nadia to swieta kobieta - po siniakach na twarzy widac, ze Sierioza nie byl ostatnio dla niej mily. Idziemy spac, albo raczej próbujemy. Przed kazdym przejazdem pociagu wlaczaja sie jakies kosmiczne syreny. No chyba nie udalo nam sie tej nocy wypoczac bo rano na krótkim odcinku off-roadowym wszyscy walimy gleby. Przed Krasnojarskiem, po porannym 300 kilometrowym bladzeniu i calym dniu jazdy w deszczu zajezdzamy do jakiejs knajpy zjesc pierozki i napic sie czegos cieplego. Kiedy tak woda chlupocze nam w butach, jest zimno i szaro, marzymy sobie o jakims cieplym noclegu. Wtedy cud - pojawia sie dwóch fajnych gosci. Okazuje sie, ze sa to polscy bracia misjonarze. Z wielka przyjemnoscia zrezygnowalismy tego dnia z dalszej jazdy i przyjelismy zaproszenie duchownych.
Do dyspozycji dostalismy garaz (gdzie wymienilem olej w TTR-ce) na nasze rumaki, miejsce do spania i lazienke - ale przyjemnie sie od czasu do czasu umyc. Wieczorem jemy pieczonego kurczaka, pijemy piwko i sluchamy hard-corowych zyciu misyjnym i nie tylko na Syberii. Mówia nam, ze latem jest nudno. Opowiadaja o tym jak zima kazdy wyjazd do wioski oddalonej o kilkaset kilometrów przy temperaturze minus 50 stopni to pelna ekstrema - awaria samochodu moze oznaczac smierc. Ale sila wyzsza czuwa. Odrobina luksusu dobrze nam zrobila, bo nastepnego dnia "peklo" 900km. Na noc ladujemy u bylego zolnierza, który sluzyl w oddzialach specjalnych w Czeczenii. Gosc wyglada calkiem sympatycznie (jego córki równiez :) . Obiecuje nam kolacyjke i banie. Pawel i Przemek rozkladaja namiot, ja lokuje sie w stodole. Gospodarz w miedzyczasie znika. Pózniej pojawia sie, ale nieco odmieniony i w bardzo kiepskim humorze. Cos tam bluzga pod nosem. Siadamy do kolacji. Na stole kartoszki, chleb, mleko i butelka wódki. Nasz gospodarz wpada w jakis psychodeliczny nastrój: skad wy jestescie! po co tu przyjechaliscie?! Moze mnie szpiegujecie! NIE GAWARIT PA POLSKI!! Robi sie nerwowo. Przemas próbuje rozluznic atmosfere opowiadajac jakas anegdote, ale to jeszcze bardziej wkurza bylego zolnierza. Wlewa w siebie kolejne stakanciki wódki i opowiada. Trudno go zrozumiec, ale ogólny wydzwiek jest taki, ze czuje sie wykorzystany przez kraj i porzucony. Na pewno musial tam przezyc ciezkie chwile, bo nie jest z nim najlepiej. Jakos udaje nam sie w koncu wymknac z tej nerwowej kolacji i pójsc spac.
Nagle o 3 rano nad moja glowa pojawia sie wyjaca i placzaca kobieta. Ciezko jest nam zrozumiec co sie dzieje. Zapalamy latarki a wtedy zaczyna sie smiac (jednoczesnie placzac) i krzyczy, ze myslala ze jestesmy kitajcami (Chinczykami). Ogarnia mnie mala paranoja. Dostajemy polecenie, ze mamy szukac swin, które zostaly porwane przez chinskich agentów. Wsiadamy na motory i jezdzimy po wsi. Nagle pojawia sie pijany gospodarz, który próbuje wskoczyc na mój kufer. Dodaje gazu i udaje mi sie uniknac kraksy. Znika mi gdzies Przemek. Caly czas wydaje mi sie, ze to jakis podstep i zaraz ktos sie na mnie rzuci z nozem. Robie jeszcze jedna rundke i wracam - melduje, ze swin nie widzialem. Najchetniej bym juz stad pojechal. Klade sie przy motocyklu i jakos udaje mi sie zasnac.

|1 |2 |3 |4 |5 |6 |7 |8 |9 |10