Relacja 1


|1 |2 |3 |4 |5 |6 |7 |8 |9 |10

(Maciek:)
Pomysl wyjazdu do Mongolii narodzil sie podczas naszego zeszlorocznego wyjazdu na Kaukaz, który pechowo zakonczyl sie na Ukrainie. Mielismy wiec prawie rok, zeby przygotowac trase, motorki i kase. Poniewaz bardzo chcielismy, zeby ta wyprawa zakonczyla sie sukcesem postanowilismy, ze jedziemy na nowych, takich samych maszynkach.
Rozpoczelismy poszukiwania idealnego motocykla. Zalozenia byly nastepujace: lekkie enduro, prosty silnik, który pojedzie na 76 oktanowej benzynie, dobre zawieszenie i oczywiscie dobra cena.
Intensywnie szukalismy w sieci, czytalismy testy, pytalismy mechaników .. itd. Wlasciwie znalezlismy dwie maszynki, które spelnialy nasze wymagania. Byla to HONDA XR650L i YAMAHA TT600R. Ten pierwszy motor posiada silnik z Dominatora wsadzony do ramy od XR-y, ale dostepny jest jedynie na rynku Amerykanskim i Australijskim. Zdecydowalismy sie wiec na Yamahe TTR. Jest to motocykl idealny to turystyki enduro. Lekko zmodyfikowany silnik ze sprawdzonego XT-eka, bardzo dobre zawieszenie, niska waga. Konieczna przeróbka to zamiana oryginalnego 10 litrowego zbiornika na 20 litrowy zbiornik Acerbis.
Jak to czasem w zyciu bywa, kiedy juz chcielismy odebrac nasze wymarzone maszynki okazalo sie, ze nie jest to latwa sprawa. Dostepne byly jedynie dwie sztuki, które po róznych losowaniach i dramatycznych decyzjach przypadly Dominowi i mnie. Pawel i Przemek zdecydowali sie na XT-eki.
Do konca wyjazdu sklad ekipy nie byl pewny - oczywiscie chodzilo o kase. Niestety Domino musial zrezygnowac z wyjazdu, a dolaczyl do nas Michal. Ostatecznie sklad osobowo-maszynowy wygladal nastepujaco: Michal z Gdanska na KTM Adventure, Pawel z Bielska na Yamaha XT, Przemek z W-wy na Yamaha XT, no i ja (Maciek z Gdanska) na TTR-ce.
Termin wyjazdu zblizal sie nieublaganie. Jak zwykle przed wyjazdem; bylo spore zamieszanie. Przemek dopracowywal i testowal swój stelaz, spalil GPS podczas instalacji, Pawel modyfikowal kufry, Michal mial jakies problemy z nowym sprzeglem, a ja nie moglem sobie poradzic z nowa chlodnica oleju. W przeddzien wyjazdu odebralem zakute przewody olejowe ze specjalistycznego zakladu. Nie podejrzewalem, ze moga tutaj cos schrzanic. Jade do Michala na ostatnie przedwyjazdowe spotkanie. Po przejechaniu kilkudziesieciu metrów zauwazam, ze z mojego motocykla tryska fontanna oleju. Mysle: "nic to, jakos do Michala dojade". Ale po 100 metrach nagle silnik staje. NIE! Chyba go zatarlem! O k...! tyle przygotowan, urlop zalatwiony, AAAAA zwariuje!!!
W lekkim obledzie bieglem ulicami pchajac motocykl do Michala - "on sie zna i mi pomoze" - powtarzalem. Juz tradycyjnie dopadla mnie przedwyjazdowa angina. Goraczka potegowala obled. Ujawnila sie tu pierwsza duza zaleta TTR-ki - jaki on leciutki!!!! Jego poprzednik Transalp to byl kolos.
Michal, jak zwykle opanowany, troche mnie uspokoil - "wszystko bedzie dobrze!". Okazalo sie, ze "fachowcy" wsadzili koncówke przewodu w imadlo przez co powstaly wglebienia przez które tryskal olej. No spoko - do wyjazdu zostalo jeszcze 20 godzin - cos sie zalatwi. Nastepnego dnia razem z ojcem (ja bylem strzepkiem nerwów) udalo nam sie dorobic nowe przewody u innych fachowców. Wprawdzie maksymalna temperatura pracy nowego przewodu to 100 stopni, a temperatura oleju dochodzi w motorze do 130, ale "powinno wytrzymac" - mój spanikowany umysl nie mógl uwierzyc w zapewnienia kolejnego fachowca. Do mojej zeszlorocznej fobii sprawdzania luzu na sprzegle, doszla nowa fobia ciaglego poszukiwania wycieków oleju.
Rundka po miescie z nowym przewodem. Pakuje sie w poplochu. Udaje nam sie wyjechac z Gdanska dopiero o 21.00. Domino odprowadza nas kawalek za Gdansk - kurcze, jak on by chcial z nami pojechac. No cóz, nastepnym razem na pewno sie uda. Jestesmy umówieni z Przemkiem i Pawlem za Suwalkami. Dojezdzamy na miejsce o 3 w nocy. Ruszamy z samego rana. Zadanie na dzisiaj to przejechac Litwe, Lotwe i dojechac do Rosji. Michal zapomnial karimaty, wiec na Litwie wjezdzamy do jakiegos duzego miasta w celu nabycia czegos na czym bedzie mógl przez najblizsze 5 tygodni spac.
Jazda idzie w miare sprawnie, jednak "tylki" jeszcze nie sa wycwiczone. Na asfaltowe przeloty TTR-a nie okazuje sie najwygodniejsza, wiec co 100km próbuje wymusic jakies krótki postój. Wieczorem dojezdzamy do granicy rosyjskiej. Przechodzi nas lekki dreszczyk - zaraz sie zacznie... Pagraniczik oglada paszport Przemka, wygina go, "mietoli" - cos mu sie nie podoba. W koncu oznajmia Przemkowi, ze musi wrócic do Polski wymienic paszport. Krótka konsternacja..... "Ale czy nie dalo by sie tego "jakos zalatwic?". Kanieszna, ze sie da! - Rosja to kraj wielkich mozliwosci; Przemkowi ubywa pare zielonych.

|1 |2 |3 |4 |5 |6 |7 |8 |9 |10