Relacja 2


|1 |2 |3 |4 |5 |6 |7 |8 |9 |10

Jest juz noc. Zatrzymujemy sie w najblizszej wsi. Chcemy przenocowac kolo jakiejs chaty - na nasz widok w domach gasna swiatla, ludzie sie chowaja. W koncu udaje nam sie znalezc mila rodzine, która pozwala przespac sie w ogródku i czestuje czajem. Przemas i Pawka spia w namiocie, a Michal i ja pod palatka przezen zaprojektowana i skonstruowana.
Pawka rano nie wyglada na zadowolonego. Przez pomylke wzial jakis kiepski spiwór, wiec w nocy okropnie zmarzl. Tradycyjne poranne smarowanie lancucha i ruszamy w kierunku Moskwy. Troszke nam sie drogi pomylily (chociaz mamy dwa GPS-y i dokladny rosyjski atlas samochodowy) i zamiast okrazyc Moskwe od pólnocy, okrazamy ja od poludnia. Przez to niepotrzebnie nadrabiamy drogi.
Rozkladamy sie wieczorem nad jeziorem. Pawka przygotowuje kolacje - zostaje naszym glównym wyjazdowym kuchmistrzem. Próbuje tez zlowic jakas rybke, ale niestety bez sukcesów. Nastepnego dnia jedziemy w kierunku Samary. Jedziemy, jedziemy, patrzymy na mape. Krótka cisza - my jestesmy tutaj, a Mongolia jest .... o tam. "Kurcze, ale to jest daleko!!!!" Niby wstajemy o swicie, jedziemy do zmroku, ale jakos bardzo ciezko jest nam zrobic te 700km dziennie. Cóz, nie jestesmy fanami jazdy po asfalcie. Rosja to piekny kraj i chetnie skrecilibysmy z tego zatloczonego szlaku w jakies boczne drogi. Niestety caly czas czujemy, ze zegar tyka.... nie ma czasu - trzeba jechac. Przez cala Rosje tradycyjnie na stacjach pytalem sie: "A do Irkucka dalieko?" - prawie do samego konca slyszelismy odpowiedz - "Oj dalieko! Dalieko!".
Jazda noca jest bardzo niebezpieczna - z powodu mojej kurzej slepoty prawie zaliczam czolówke z nieoswietlonym TIR-em. Nie mamy sily szukac atrakcji na dzisiejszy wieczór - wykonczeni wjezdzamy do lasu i kladziemy sie spac. Michal budzi nas o godzinie 4.00. Krótka ale dosadna wiazanka Przemas daje mu do zrozumienia co o tym mysli. Jakos udaje nam sie wrzucic nasze wymeczone tylki na maszyny i ruszamy.
Na jednym z postojów dzieje sie cos dziwnego - my stoimy a Michal jezdzi w kólko. Nie moze wrzucic luzu. Najpierw wydaje sie, ze jest cos nie w porzadku z hydraulicznym sprzeglem. Potem myslimy, ze cos jest nie tak z samym sprzeglem. Otwieramy silnik, wymieniamy element na zapasowy. Ciagle jest cos nie gra. Nagle widzimy, ze przy wciskaniu sprzegla wypukla sie pokrywa silnika!!! Czy to jest jakis makabryczny horror czy wakacje? Po raz czwarty zdejmujemy dekiel. Widac, ze mozna porusza sie caly walek sprzegla. W drugiej czesci silnika widac odlamane kawalki sruby. Nie wyglada to dobrze. Michal przeglada schematy silnika: z jakiegos powodu peklo mocowanie walu - trzeba rozpolowic silnik. Plotka sie szybko rozchodzi po wsi - po chwili przyjezdza kompletnie pijany kolchoznik na IZ-u. Zostaly mu juz chyba tylko 2 palce, w których trzyma fajke. Mówi, ze ma spawarke i wszystko naprawi. Po minie Michala widze, ze ta awaria oznacza dla niego koniec podrózy. Nawet gdyby udalo sie zupelnie rozebrac silnik, dorobic uszkodzona czesc, to i tak nie mamy uszczelek. Zastanawiamy sie juz jak przetransportowac motocykl. Potem dociera do mnie, ze Michal nie jedzie - kurcze no!!! Tyle razy przy piwku planowalismy co tam bedziemy w Mongolii odstawiac. Tyle planów i kupa. Michal dzielnie to znosi. Ja bym sie totalnie zalamal.
(Michal:)
Najprawdopodobniej uszkodzone zostalo mocowanie walka sprzeglowego w silniku, w skutek czego walek mógl sie przesuwac i dobil do obudowy silnika. Teraz trzeba bylo podjac decyzje: czy naprawiamy to na miejscu, czy pakuje sie i wracam do Polski? Po policzeniu dostepnego czasu i czasu potrzebnego na naprawe postanowilem wrócic do Polski bez motoru, a nastepnie przyjechac po niego wlasnym samochodem. Wydawala sie to byc najtansza opcja. Motor, z ciezkim sercem, zostawilem w domu milicjanta. Samopoczucie mialem stosowne do sytuacji, bylem bliski krzyczenia na wszystko i wszystkich. Bylem strasznie zly na caly swiat. Nastepnego dnia chlopaki zawiezli mnie na stacje kolejowa, poczekali, az kupie bilet do Moskwy i pojechali dalej. No cóz; zycie... Do pociagu mialem 7 godzin czasu. Czekajac spotkalem studentke z Norilska. Rozmawialismy przez prawie dwie godziny. Humor zaczal mi wracac. Slonce swiecilo, ja zylem, swiat sie nie zawalil.
Do Moskwy dojechalem po nocnej jezdzie o 5.40 rano. Znów mialem czekac kilka godzin na pociag do Warszawy. Troche mialem sobie za zle, ze nie jade tanim polaczeniem kombinowanym przez Bialorus a bardzo drogim polaczeniem Z Warszawa. Czekajac na peronie obserwowalem sposób sprzatania dworców w Moskwie. Po prostu jedzie potezna cysterna z armatka wodna , która pod cisnieniem " zamiata". Potrafi tak wjechac w tlum oczekujacych na pociag. Ludzie skacza, uciekaja, chowaja sie. Nie polecam spania na dworcu w Moskwie. Zaczalem sie obawiac odprawy celnej po stronie bialoruskiej. Jechalem w ubraniu na motor, mialem kask, gogle i maly plecak. Nie dalo sie tego ukryc, aby nie zwracalo uwagi. W deklaracji celnej jak wól stalo, ze wjechalem motorem. Teraz jade bez niego. Czulem zblizajace sie klopoty.

|1 |2 |3 |4 |5 |6 |7 |8 |9 |10