Relacja 5


|1 |2 |3 |4 |5 |6 |7 |8 |9 |10

Przed wyjazdem obawialismy sie troche rosyjskich GAI-owców. W zeszlym roku mielismy nie mile doswiadczenia z ich ukrainskimi odpowiednikami. Tym razem pozytywnie nas zaskoczyli. Najczesciej zatrzymywali nas ot tak, zeby sobie pogadac. Jezeli juz od nas sciagali, to prawilno (slusznie) za zlamanie przepisów. Ale zawsze tak jak od miejscowych, czyli konczylo sie zwykle na 100 rublach (3$). Podróz to równiez spotkania z innymi motocyklistami. Tutaj machniecie reka nie wystarcza. Najpierw wielkie zdziwienie no i pytania: skad? dokad? po co (no wlasnie po co) ? no i w ogóle fajnie jest zobaczyc kogos na motorku; Pierwszego motocykliste spotkalismy jeszcze przed Moskwa. Francuz, okolo czterdziestki na Hondzie Dominator. Jechal od Morza Czarnego do Petersburga. Od 4 lat uczy sie rosyjskiego. Nie mial namiotu - zawsze próbowal sie wkrecic do ludzi. Na pytanie - czy sie boi - odpowiada: "A czego? Jestem wystarczajaco dorosly zeby sie obronic". Jazda samemu to zupelnie inny klimat. Z jednej strony w grupie zawsze weselej, razniej, bezpieczniej i wygodniej. Jednak w pojedynke latwiej sie bratac z tubylcami (mniej sie boja) no i jest sie zupelnie niezaleznym. Podejrzewam, ze do takiej samotnej wyprawy trzeba dorosnac.
Kiedy zabladzilismy przed Krasnojarskiem spotkalismy pare Szwajcarów: On na Africe, Ona na Transalpie. Sa w drodze od 2 lat!! Wyruszyli ze Szwajcarii szlakiem poludniowym do Indii, potem dalej do Australii, Nowej Zelandii, Japonii, Rosji. Teraz wracali wlasnie z Mongolii i jechali w kierunku Petersburga. Taka dluga wyprawa to zupelnie inna jazda. Totalne oderwanie od tego co sie zostawilo i po prostu zycie na drodze. Opowiedzieli nam co i jak w Mongolii. Powiedzieli, ze ich motorki byly zdecydowanie za ciezkie na tamten teren i dobrze, ze wzielismy takie lekkie maszyny. Dostalem jeszcze butelke octan-boostera - specyfik podnoszacy "oktanowosc" wachy - jeszcze nie bylem pewny jak silnik TTR-ki zareaguje na 76-oktanów.
Najwieksze wrazenie zrobilo na nas spotkanie przed sama granica Mongolska. Z przeciwka jedzie obladowane male enduro. Z pod kasku wystaje warkoczyk. Okazuje sie, ze jest to drobna dziewczyna z Japonii. Ma na imie Makiko. Wyruszyla niedawno z Wladywostoku. W planie jest 4-letnia podróz przez Rosje, Europe, Afryke, Ameryke Poludniowa i Pólnocna. Cel wyprawy to odnalezienie idealnego mezczyzny. Sa na Swiecie jeszcze ludzie z fantazja! Pytamy co i jak. Opowiada, ze Stara sie spac w lesie. Dotychczas "jedynie" raz ja ktos w nocy napadl, ale jakos wszystko sie dobrze skonczylo. Nie zna rosyjskiego. Zazdrosci nam znajomosci bukw. Nie ma gps-a. Jedzie na Suzuki 250 Djebel. Ale odwazna! Podziwiamy ja, RESPECT Makiko!
Obiecuje nas odwiedzic w Polsce. Zegnamy sie i jedziemy dalej lekko zdolowani. Ale z nas cieniaski ;) Oczywiscie nie obylo sie bez malego bladzenia, no ale w koncu jestesmy na granicy rosyjsko - mongolskiej. Hurra!!!... No dobra, jeszcze troche za wczesnie na radosc. Przyzwyczailismy sie juz troche do rosyjskiej biurokracji. Samochodów niewiele. Kolejki wlasciwie nie ma, tylko wszyscy stoja w dziwacznym pólokregu. Nic sie nie dzieje. Gdy pojawia sie pogranicznik, cizba pcha sie do bramy. On spokojnie wszystkim kaze sie cofnac. Patrzy, patrzy.... i wybiera jednego. Potem znowu znika na pól godziny. Taka sytuacja powtarza sie kilka razy. Slyszymy, ze niektórzy czekaja tu juz od poprzedniego dnia. Nasz glówny negocjator Przemas idzie do pograniczników, zeby dac im do zrozumienia, ze "nam zalezy". Usmiechaja sie. Jeszcze kilka kolejek musielismy postac. Ale w koncu magiczny palec pagranicznika wskazuje na nas. Tak na NAS!! Dumnie przeprowadzamy motorki przez brame. Przemas zostaje poproszony na boczek w celu wydania naleznosci za przysluge i po chwili jestesmy w Monoglii. No to teraz naprawde HURRAA!!
Jest juz wieczór wiec robimy zakupy i odjezdzamy kawalek od granicy. Rozkladamy sie na cudnym stepie, zachodzi slonce - ale pieknie- tak jak sobie wyobrazalismy, moze nawet lepiej?!
Nastepnego dnia jedziemy do Suche Bator. Znajdujemy punkt wymiany opon - zmieniamy uniwersalne opony na kostki. Przemas zmienia w swoim XT-eku olej, filtr oleju, lancuch i zebatki. Pawel zmienia tylko olej i filtr. Ja zmieniam w TTR-ce lancuch i zebatki. Zeby lepiej sobie radzic w terenie postanawiamy z Pawlem zostawic kufry i zapakowac sie naprawde lightowo. Pawka kupuje jakies chinskie torby, w które sie pakujemy. Bierzemy minimalna ilosc rzeczy. Ja mam zamiar przejechac cala Mongolie w jednej koszulce. Goscie w warsztacie wydaja nam sie bardzo mili wiec zostawiamy u nich reszte rzeczy. Wieczorem jemy mongolskie zarcie - ale pycha!! Smazone kluski z kawalkami tlustej baraniny. Do tego najpopularniejsze w Mongolii koreanskie piwo Cass. Wieczorem chcemy wyjechac kawalek za miasto. Niestety przy wyjezdzie z miasta dopada nas wyjatkowo glupi GAI-owiec. Ide negocjowac, ale gosc jest strasznie denerwujacy, wiec uparlem sie ze mu nic nie dam. Klócilismy sie przez godzine, az w koncu GAI-owiec daje za wygrana. Udaje nam sie dojechac do jakiejs rzeki. Kapiemy i rozstawiamy sie przy jurtach. Od razu zjawiaja sie tubylcy na swoich wspanialych koniach. Ubrani sa tak jak na obrazkach w ksiazkach. Sa bardzo ciekawscy i nie maja zadnych oporów.

|1 |2 |3 |4 |5 |6 |7 |8 |9 |10