Relacja 3


|1 |2 |3 |4 |5 |6 |7 |8 |9 |10

Postanowilem nie pokazywac deklaracji celnej na granicy i udawac glupka mówiac, ze nie wiedzialem, ze trzeba ja zachowac. Pociag zostal postawiony z opóznieniem trzech godzin. Spóznil sie, poniewaz na granicy byla " poblazliwa" zmiana celników. Wiec przemytnicy uzywali sobie do woli. Zaladowali tak mocno przedzial pasazerski, ze od tarcia zapalily sie w wagonie lozyska i trzeba bylo wymieniac. Na peronie równiez bylo widac "poblazliwych", za odpowiednia cene funkcjonariuszy, którzy nadzorowali, czy pociagiem nie sa przemycane towary. Nie wydawalo im sie dziwne, ze wyladowane zostaje 5 ton mleka w proszku, 1000 wiader, 200 wózków dzieciecych i cala masa ubran. To wszystko tylko z jednego wagonu!
Do Polski pociag jechal praktycznie pusty. Spóznienie na starcie sprawilo, ze celnicy na caly pociag mieli tylko 15 minut zamiast 2 godzin. Dzieki temu zupelnie nie zwrócili na mnie uwagi; dostalem stempel i znalazlem sie w kraju.
W Warszawie na ekspres czekalem 2 godziny i juz bylem w domu. Teraz trzeba bylo sie zastanowic, jak motor wydostac z Rosji. Najtansza opcja okazal sie wlasny samochód. Z przyczepy zrezygnowalem, poniewaz zwalnialaby ona tylko predkosc przelotowa, a mialem do pokonania ponad 5000 kilometrów. Postanowilem, ze motor rozloze na czesci, zapakuje do samochodu i tak pojedziemy. Jako drugiego kierowce zabralem tate. Dzien wyjazdu: czwartek, planowany powrót: niedziela wieczorem. Jest swieto narodowe, wiec nie trzeba brac zwolnienia z pracy. Jeszcze tylko dzien przed wyjazdem zalatwic pieczatki AB i w droge.
Kurs wyznaczal GPS wiec odpadalo gapienie sie w mapy i szybkie tlumaczenie z cyrylicy na "nasze". Jadac samochodem doswiadczylem nierównosci dróg Rosyjskich. Na motorze wydawaly sie gladkie, ale w samochodzie wrazenie bylo zgola odmienne. Trzeslo niemilosiernie, trzeba bylo caly czas uwazac, aby nie wypasc z drogi, noca jeszcze trudniej. Jechalismy non-stop, na zmiane. Zajechalismy z samego rana. W wiosce wszyscy juz wiedzieli o co chodzi wiec 5 minut pózniej mielismy calo rzesze widzów i kibiców. Motor stal w takim stanie, jakim go zostawilem, no moze poza 25 litrami paliwa, które wyparowalo w ciagu tych dwóch tygodni... Wlascicielowi podwórka odwdzieczylem sie najlepszym litrowym napojem, jaki udalo mi sie kupic; w pelni go to zadowolilo. Motor w czesciach zmiescil sie do samochodu bez najmniejszego problemu. Polozylem go tak, aby numery rejestracyjne i numery silnika byly latwo dostepne.
Teraz jeszcze chwila pozegnania i mój tylek znów cierpi. Z motorkiem na pokladzie juz nie bylismy tak zrywni, ale droga szla plynnie i szybko zblizalismy sie do Moskwy. W Rosji panowala susza, rzeki byly juz strumykami, a dookola stolicy szalaly pozary. W nocy widac bylo luny na niebie, caly czas czuc bylo spalenizne. Kiedy mijalismy miasto nastapil pierwszy kryzys. Ciagla jazda dal sie we znaki i po raz pierwszy musielismy sie zatrzymac, aby sie przespac. Po tym odpoczynku dojechalismy bez problemów na granice Rosyjsko - Lotewska. Tam mielismy przerwe siedmiogodzinna. Odprawa pokazywala stosunek wladz Rosji do zwyklego czlowieka. W ciagu tych 7 godzin odprawiono 21 samochodów osobowych i okolo 12 tirów. Przejazd przez granice z motocyklem nikomu nie wydawal sie dziwny i nie mielismy z tym zadnych problemów.
Droga przez Rosje kosztowal nas oprócz paliwa jeszcze lapówki. Bylo tego troche, lacznie z mandatem za posiadanie telefonu komórkowego, nie wpisanego do deklaracji celnej. Najlepszy sposób, aby nie tracic czasu na posterunkach Gajowców to od razu dac cos w lape jak zaczynaja sie czepiac. Mozna sie wyklócac, ale traci sie tylko czas i nerwy. Tam jest taki sposób na zycie i placenie podatków od srodków transportu.
Przejazd przez Lotwe i Litwe nie stwarzal zadnych problemów tak jak i przejscia graniczne. W domu bylismy w Niedziele wieczorem. Zmeczeni, ale zadowoleni, bo zrobilismy cos, w co nikt nie wierzyl; 5000 kilometrów po Rosji w 3 dni.
W tej chwili motor juz jest naprawiony. Okazalo sie to byc wada fabryczna ( brak jednej sruby) i naprawa byla stosunkowo tania, ale trzeba bylo rozebrac caly silnik. Decyzja o powrocie do Polski byla sluszna. Tamtejsze warunki i ograniczony czas nie pozwolilby na przeprowadzenie dokladnej naprawy.
Choc dla mnie wyprawa skonczyla sie szybciej nic bym sobie tego zyczyl, teraz mysle o tym jako o przygodzie i gdy ktos mnie zapyta czy bym to wszystko jeszcze raz powtórzyl odpowiadam, ze tak. (Maciek:)
Syn milicjanta, u którego zostawilismy motor, Maxim to niezly gagatek. Woze go po wsi zeby wszystkie laski go zobaczyly, splacamy jego dlugi w sklepie. Wieczorem urzadza nam rodeo na swoim IZ-u.
Rano odstawiamy Michala na dworzec. Jedziemy dalej. Wleczemy sie za jakims transportem silosów. Zjezdzamy na boczna droge zeby przegonic ten transport - jade w tumanach kurzu, nagle czuje ze lece, TRZASK! W lusterku widze moje rzeczy. Nie wytrzymalo zapiecie kufra. Musze pozbierac graty, kilka walniec mlotkiem w pudlo i wszystko gra. Wieczorem dojezdzamy za Czelabinsk. Wjezdzamy do wsi i zostajemy przyjeci przez bardzo milego goscia w jego daczy. Pierwszy raz od wyjazdu mamy szanse sie umyc - ale fajnie. Dostajemy tez czaj i wsuwamy konserwy rybne. Smieszne jak czlowiek w podrózy zaczyna doceniac takie zwykle czynnosci jak jedzenie, mycie, ...

|1 |2 |3 |4 |5 |6 |7 |8 |9 |10